Newton w tarapatach

newton1

Póki uczeni nie zrozumieją, że rzeczywistością z jaką mają do czynienia, jest działanie ich instrumentów, nieustannie zmienianych i stawianych w coraz to nowe warunki, że mają do czynienia z próbami tworzenia coraz to nowych, a utrwalających się w pozaludzkim forum mechanicznego, technicznego działania, póki będą łudzić się, że mają oni określać coś istniejącego poza człowiekiem, nauka będzie czyniła postępy jedynie buntując się przeciwko własnym, stwardniałym rezultatom; pozostawać będzie sama dla siebie tajemnicą i stawać się będzie źródłem dla tej najsmutniejszej, bo pozbawionej treści, najkomiczniejszej ze wszystkich teologii, która nazywa się teorią poznania i służy do rozwiązywania zagadnienia, jak człowiek poznaje, znajduje w świecie niezależnym od niego fakty, które są tylko prawidłami działania jego instrumentów.
Stanisław Brzozowski – „Idee. Wstęp do filozofii dojrzałości dziejowej”.

Wydawałoby się, że wiemy już wszystko wiemy o otaczającym nas świecie. Udało nam się poznać i oswoić prawa fizyki, biologii, chemii. Naukowcy potrafią wszystko wyjaśnić, ubrać to w ładne, kompletnie niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika, definicje, zrobić przy tym mądrą minę i przekazać ogółowi. Gdy zaś napotykamy na coś, co wymyka się z określonych ram, próbujemy to wyśmiać wrzucając do worka z ezoteryką lub zdeprecjonować. Przecież zawsze musi istnieć logiczne wytłumaczenie, które wyjaśni nam nauka. Sami przestaliśmy myśleć i poszukiwać.
Lubię prowokować. Jedną z moich ulubionych zabaw jest postawienie tezy, że Ziemia jest zupełnie płaska, a nie, jak powszechnie się uważa, kulista. Na początku ludzie się śmieją, ale gdy widzą moją poważną minę i słyszą „udowodnijcie swoją rację” uśmiech znika z twarzy, zaczyna się gorączkowe myślenie i odpowiedzi w stylu: uczą tego w szkołach, tak twierdzą naukowcy, widać na zdjęciach z kosmosu. Każdą z tych odpowiedzi mogę łatwo obalić: manipulacja i fotomontaż. A przecież wystarczy wykonać podstawowe, znane ze szkoły podstawowej doświadczenie na siłę Coriolisa, lub przeprowadzić obserwację  horyzontu. Ale na to ludzie wpadają dopiero potem.
Pierwsze co robią to powołują się na autorytety. A takimi we współczesnym świecie są naukowcy. Jeśli słyszą, że naukowcy coś udowodnili, że naukowcy twierdzą, uznają to za pewnik. W tym wypadku nauka niczym nie różni się od religii, bowiem w obu chodzi o wiarę.
Jednak we wielu przypadkach naukowcy bezradnie rozkładają ręce, bo to co odkrywają podważa ustalone prawa. Tak jak ma to miejsce z czterystuletnimi prawami Newtona.
Wszyscy pamiętamy anegdotę o tym jak Isaak Newton obserwował w sadzie spadające z drzew jabłka i jedno spadło mu na głowę. Podobno to stało się dla niego bodźcem do odkrycia jednego z najbardziej podstawowych praw rządzących przyrodą – prawa powszechnego ciążenia, zgodnie z którym każde dwa ciała przyciągają się z siłą proporcjonalną do swych mas i odwrotnie proporcjonalną do kwadratu swoich odległości. Ze stałą grawitacji mamy jednak pewien problem i to już od dawna. Nikt nie wie dlaczego przyjmuje taką, a nie inną wartość. Została wyznaczona doświadczalnie, nie zaś za pomocą gruntownego poznania. Zatem nie dziwmy się, że coś tu szwankuje.
W latach 70’ ubiegłego wieku w kosmos zostały wystrzelone dwie sondy Pioneer 10 i 11. Obie opuściły już Układ Słoneczny i dawno zostały zapomniane. Ich wielki dzień nastąpi za dwa miliony lat, gdy według obliczeń opartych na prawie Newtona, uderzą w gwiazdę Aldebaran w konstelacji Byka. Czy ludzkość do tego czasu przetrwa żeby to uczcić szampanem? To się okaże.
Nagle okazuje się, że sondy najwyraźniej nie znają praw Newtona, bo wyraźnie je ignorują! Zbaczają z kursu i każdego roku dryfują około trzynastu tysięcy kilometrów od przewidzianej trajektorii lotu. To niewiele, ale rzuca cień na przyjęte prawa fizyki.
Anomalię próbowano wyjaśnić na wszystkie sposoby. Brano pod uwagę zakłócenia związane z elektroniką, zamontowanym grzejnikami generującymi promieniowanie cieplne, błędnym oprogramowaniem trajektorii lotu, ale wszystkie hipotezy wykluczono. Po czterech dekadach specjaliści badający tajemnicę sond tkwią w martwym punkcie.  Co ciekawe, misja Pioneera polegała między innymi na potwierdzeniu Newtonowskiego prawa powszechnego ciążenia. Obawiam się, że to się nie udało.
O sondach znoszonych przez tajemniczą siłę czytałem kilka lat temu i zdążyłem o tym dawno zapomnieć, gdy nagle NASA ogłosiła, że ma silnik EM DRIVE, który nie potrzebuje paliwa rakietowego, a zamiast tego wykorzystuje odbicia fal elektromagnetycznych. Dzięki temu podróż na Marsa ma trwać 70 dni zamiast 2,5 roku. Jest tylko pewien szkopuł. Silnik przeczy III zasadzie dynamiki Newtona, zgodnie z którą każdej akcji musi towarzyszyć reakcja równa co do wartości i kierunku lecz o przeciwnym zwrocie. W skrócie mówiąc, jeśli chcemy uzyskać siłę ciągu, należy wypchnąć coś w drugą stronę z taką samą siłą. A EM DRIVE tego nie robi.
I nie są to tylko rozważania teoretyczne, bowiem w laboratoriach sprawdzono to w praktyce i wyniki oficjalnie opublikowano. Na obecnym etapie prac naukowcy nie są w stanie wyjaśnić jaki mechanizm powoduje, że silnik działa w sprzeczności z III zasadą dynamiki. Jedna z hipotez zakłada, że to próżnia wykonuje pracę w silniku.
Opisywaniem świata i jego działania w obecnych czasach zajmuje się nauka, sprowadzając filozofię i religię do dziedzin humanistycznych. W buddyjskich przekazach znajdujemy opisy świata zgodne z tym, co dopiero teraz odkrywa mechanika kwantowa, a przecież mnisi dochodzili do tego poprzez medytacje.
Zaczynają chwiać się fundamentalne prawa nauki, odkrywamy coraz więcej anomalii, których nie jesteśmy w stanie wyjaśnić używając tylko mikroskopu. Biznesmeni z Doliny Krzemowej ładują pieniądze w irracjonalne inwestycje:  program CETI, loty na Marsa, wyzwolenie ludzkości z Matrixa, badanie aktywności fal gamma w mózgu. Pisałem o tym w poprzednich felietonach.
Prawa i stałe fizyczne pozwalają nam obłaskawiać świat natury, ale co, jeśli żadne stałe siły nie istnieją? Czy wówczas wszystkie teorie należałoby wrzucić do kosza i spróbować definiować świat raz jeszcze? Może tym razem nie przez „szkiełko i oko”, ale zwykłą intuicję?

2 myśli w temacie “Newton w tarapatach

Add yours

  1. A co jeśli najtańszym sposobem na wyjście z „Matrixa” jest śmierć, po uczciwie przeżytym życiu? Jeśli pomysł, na który pakuje się coraz więcej pieniędzy jest podstawą chrześcijaństwa, to warto wierzyć w Boga.

    Co do meritum – zgadzam się w całej rozciągłości, jakakolwiek forma redukcji którejkolwiek nauki do czystych praw oderwanych od człowieka jest skazana na porażkę. Widzę to choćby w swojej dziedzinie rozwoju – prawie. Cały czas próbuje się dehumanizować prawo, np. aparatem pojęciowym (ustawodawca zadecydował, Wysoki Sąd postanowił, czy wykładnią literalną stosowaną bezkarnie przez organy administracji, a będącą w rażącej sprzeczności z doktryną i nauczaniem.

    Odnosząc się do zdania kończącego – od dawna uważam, że ani „szkiełko i oko”, ani „czucie i wiara” nic nie znaczą bez siebie nawzajem – nawet jeśli nie na zasadzie współdziałania, lecz totalnej opozycji. Czym byłaby mądrość, gdyby na świecie nie było głupców?

    Polubienie

  2. Zgadzam się jak najbardziej ze wszystkim co zostało powyżej napisane. I tak, nauka z duchowością powinna iść w parze. Humanizm i nauki ścisłe są ze sobą nierozerwalnie związane. Szkoda, że tego obecnie się nie dostrzega, próbując te dwie rzeczy oddzielić.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑